Pączki kokosowe a la Raffaello, czyli mój własny, mały Everest
tego rocznego karnawału. Są obłędne w smaku, ale musiałem się sporo
napracować, aż otrzymałem wymarzony efekt. Pierwsza próba była całkowitą
klęską (przesiąknięte tłuszczem, ciężkie, zbite i surowe w środku... najgorsze
jakie kiedyś mi wyszły), już myślałem, że odłożę ten pomysł na następny rok,
ale jednak stwierdziłem, że sprobuję jeszcze raz. Spędziłem cały wieczór
wyszukując w internetach jakie błędy popełniłem i z rana zabrałem się za
robotę. Czułem jakąś pewność, no i w końcu się udało! Wyszły wprost
perfekcyjne.
Są niczym lekka, puchata chmurka kokosowa, wypełniona obfitą ilością kremu z
białej czekolady. Wszystko to przykrywa słodko kokosowa, lekko chrupiąca
warstwa lukru Malibu i wiórków kokosowych. Są to najwspanialsze pączki jakie
kiedyś udało mi się zrobić. Z obwódką też, rzecz jasna! Musicie
wypróbować.
<
Kilka dobrych wskazówek przed smażeniem pączków kokosowych.
- Wszystkie składniki na ciasto pączkowe muszą być w temperaturze pokojowej!
- Ciasto wychodzi dosyć lepkie, więc najlepiej wyrabiać za pomocą miksera.
- Przy formowaniu i wyrabianiu staramy się minimalnie podsypywać mąką, tylko tyle by nie lepiło się.
- Dajemy pączkom dobrze się nastać i wyrosnąć, bo tylko dobrze wyrośnięte ciasto po upieczeniu będzie miało obwódkę/obrączkę.
- Jeżeli daje się to trudno, to można zwilżyć dłonie olejem.
- Zawsze dodaję alkohol do ciasta, bo wtedy pączki mniej nasiąkają tłuszczem.
- Smażymy w rozgrzanym do 170-175 st. tłuszczu (najlepiej skorzystać z termometru cukierniczego).
- Jeżeli nie mamy rękawa cukierniczego, to możemy skorzystać z woreczka strunowego, wystarczy, że odkroimy jeden róg woreczka, zrobimy w pączku dziurkę i nafaszerujemy.
- Nadziewamy jeszcze lekko, lekko ciepłe pączki, bo wtedy wpakujemy do środka więcej kremu (nie mogą być gorące, bo krem się rozpłynie).