Ostatni przepis w tym roku... 2020 nie był rokiem łatwym, ale nie będę narzekał, bo na maxa zmienił moje życie (raczej ja je zmieniłem!). Wiem, że to tylko rok kalendarzowy, który faktycznie nic nie mienia, jednak chce się po prostu wierzyć, że w 2021 wybrniemy z tego i będzie po prostu lepiej! Oby tak było, a teraz zapraszam na coś pysznego.
Nie ukrywam, że nie przepadam za sałatkami z majonezem, jednak czasami robię wyjątki i ta sałatka do nich należy. Popisowa sałatka mojej mamy - słonecznik. Każda rodzinna impreza kojarzy mi się z tą sałatką i kiedy mówię, że każda to dosłownie każda. Jednak ją uwielbiam i myślę, że Wam też przypadnie do gustu.
Sałatka słonecznik, gdzie każda warstwa ma swoją ważną rolę w kompozycji smakowej. Między warstwami napotkamy pyszny sos, który połączy odrębne nuty smakowe w jedno. Owszem będzie tam majonez, ale w odpowiednim towarzystwie zabłyśnie wcale inaczej. Chociaż i wygląda jak sałatka „nie modna”, no bo duży talerz, majonez, chipsy blablabla... ale czasami jednak takie proste, banalne smaki są najlepsze. Jest w nich jakaś moc prostoty!
Kto śledzi bloga od dawna, to wie, że przepis na taką sałatkę już jest na blogu (dla ciekawskich wstawiam LINK). W wystroju ta wersja bardzo przypomina starą, ale w smaku jest, moim zdaniem, o wiele lepsza - lżejsza, bardziej wyrazista i dopracowana.
Gdy impreza tylko się rozpocznie magicznym sposobem zaczynają znikać „płatki” słonecznika. Jak zrobicie ją, to zrozumiecie o czym mówię. Zapraszam!